Samorządowcy z Santoka nie mają złudzeń – propozycja poszerzenia granic Gorzowa odbywa się bez należytych konsultacji z mieszkańcami, a decyzje podejmowane są za ich plecami. Wójt Józef Ludniewski podkreśla, że nie pozwolą na to, by przyszłość ich gminy była ustalana w oderwaniu od głosu jej mieszkańców.
– Rozumiemy potrzeby rozwojowe Gorzowa, ale nie kosztem naszej gminy! Takie działania mogą oznaczać dla nas ogromne konsekwencje finansowe, administracyjne i społeczne – podkreśla Ludniewski.
Rada Gminy Santok jednogłośnie przyjęła stanowisko sprzeciwiające się zmianie granic. Mieszkańcy są oburzeni, że tak ważne decyzje mogą zapaść bez ich udziału.
Dla wielu mieszkańców perspektywa przyłączenia do Gorzowa oznacza utratę tożsamości i pogorszenie jakości życia. Obawiają się, że ich potrzeby zostaną zepchnięte na dalszy plan, a decyzje dotyczące lokalnych inwestycji będą zapadać w ratuszu, gdzie ich głos nie będzie miał już takiej siły przebicia jak obecnie.
– Teraz mamy 15 radnych na 9 tysięcy mieszkańców. W Gorzowie 25 radnych przypada na ponad 100 tysięcy osób. To oznacza, że nasz wpływ na decyzje dramatycznie się zmniejszy! – zauważa jeden z mieszkańców.
Władze Gorzowa argumentują, że poszerzenie granic to konieczność, bo bez tego miasto może wkrótce stracić status miasta prezydenckiego. Podkreślają, że to szansa na rozwój i większe środki z budżetu państwa. Jednak sąsiednie gminy widzą w tym zagrożenie – w ich ocenie to próba ratowania budżetu Gorzowa kosztem lokalnych społeczności.
Na ten moment nie ma jasnej odpowiedzi, co dalej. Sprzeciw Kłodawy i Santoka to mocny sygnał dla władz województwa i rządu, które ostatecznie podejmą decyzję w tej sprawie. Jedno jest pewne – mieszkańcy podogorzowskich gmin nie zamierzają poddać się bez walki!
Czy Gorzów przeforsuje swoje plany mimo oporu lokalnych społeczności? Sprawa nabiera tempa, a kolejne tygodnie mogą przynieść jeszcze większe emocje i zaostrzenie konfliktu!