Od niedzieli 21 marca Polska jest uznawana przez Niemcy jako kraj wysokiego ryzyka w związku z COVID-19. Tym samym wjeżdżając na teren Niemiec trzeba posiadać negatywny test na koronawirusa, oczywiście z pewnymi wyjątkami. Wprowadzenie obowiązkowych testów, to spory problem m.in. dla mieszkańców Słubic, którzy na co dzień pracują lub uczą się we Frankfurcie nad Odrą. Tylko w niedzielę w punkcie testowym przy ul. Kościuszki w Słubicach przetestowano ponad 1 tys. osób. Ostatnia osoba miała wykonany test antygenowy tuż przed północą.
Natomiast od poniedziałku 22 marca w tym samym punkcie utworzyła się również gigantyczna kolejka, która z każdą godziną robi się coraz dłuższa. Niektórzy ludzie stoją w kolejce już od godz. 5 rano i nie wiedzą, ile godzin będą musieli jeszcze postać. Wszyscy z którym rozmawialiśmy są zmęczeni, rozżaleni i po prostu źli, że muszą robić testy dwa razy w tygodniu. Dla nich to nie tylko strata czasu, ale również pieniędzy.
- Sytuacja jest dramatyczna. Stoję w kolejce już 3 godziny i nie wiadomo ile jeszcze postoję. Zejdzie mi pewnie jeszcze ze 2 godziny. Więcej czasu spędzę w kolejce, niż to wszystko warte. To jest absurd – opowiada pani Agnieszka, mieszkanka Słubic, która pracuje we Frankfurcie nad Odrą.
Z kolei pani Katarzyna, która pracuje w fabryce koło Berlina ze łzami w oczach opowiada, że jest bezsilna, bo stoi w kolejce prosto po nocce. - Byłam na nocnej zmianie od godz. 22 do 6 rano. Wróciłam z pracy do Słubic o godz. 7 rano i od razu ustawiłam się w kolejce. Czekam już ponad cztery godziny i nie mam już siły. Nie wiem ile jeszcze postoję, a muszę mieć negatywny test, aby móc dzisiaj wrócić do pracy, znowu na nocną zmianę – mówi ze złami w oczach pani Katarzyna.
Właściciel firmy Brandmed, która utworzyła punkt mówi, że w poniedziałek przetestuje prawdopodobnie 2 tys. osób. Z uwagi na spore zainteresowanie, firma utworzyła trzy punkty testowe - przy ul. Kościuszki obok galerii Prima, za mostem granicznym we Frankfurcie nad Odrą oraz na przejściu granicznym w Świecku.