To będzie kolejny martwy przepisy, którego nikt nie będzie w stanie wyegzekwować? Wszystko na to wskazuje. Od soboty, 26 czerwca, zmieniają się limity w sklepach. Była 1 osoba na 15, metrów, teraz ma być 1 osoba na 10 metrów kwadratowych sklepu. Oznacza to, że w tym samym czasie w sklepie będzie mogło przebywać więcej klientów.
Limity mają nie dotyczyć osób zaszczepionych. Minister zdrowia poinformował, że przedsiębiorcy będą rozliczani z przestrzegania limitów, a to oznacza, że muszą być gotowi do samodzielnego weryfikowania, czy dana osoba wchodząca do ich placówki jest zaszczepiona.
Czy więc od jutra wchodząc do Lidla, Biedronki, czy osiedlowego sklepu będziemy musieli pokazać dowód zaszczepienia? Czy klienci mają chodzić na zakupy z wydrukowanymi kodami QR? W praktyce jest to niewykonalne, bo nie ma żadnego systemu, który zliczałby klientów i dzielił ich na zaszczepionych, czy niezaszczepionych.
Aby sprawdzać klientów przed wejściem, potrzebny byłby dodatkowy pracownik. Na to mogą pozwolić sobie duże sieci, czy galerie handlowe. W przypadku małych sklepów weryfikacja tego, czy klient jest zaszczepiony, nie będzie możliwa. - Nie widzę technicznych możliwości wprowadzenia tego. To jest niewykonalne. W małych sklepach dałoby się zapytać klientów o to, czy są zaszczepieni, ale dopiero przy kasie. Tymczasem tutaj chodzi przecież o to, by sprawdzać osoby wchodzące do sklepu. Jak to robić, nie wie nikt – mówi w rozmowie z branżowym portalem wiadomoscihandlowe.pl Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny i wiceprezes Polskiej Izby Handlu.
Jak informuje portal, osób wchodzących do placówek handlowych już prawie nikt nie liczy, a kontrole sanepidu czy policji są nieporównywalnie rzadsze niż jesienią ubiegłego roku, podczas drugiej fali pandemii. To dlatego niektórzy właściciele sklepów nawet nie ukrywają, że nie zamierzają przejmować się nowymi limitami ani tracić czas na sprawdzanie, czy dana osoba jest zaszczepiona.