Jak ustaliliśmy, 31 stycznia nadzór ruchu MZK prowadził wyrywkowe testy na obecność narkotyków u kierowców autobusów. W przypadku jednego z nich test wykazał amfetaminę. Na miejsce wezwano policję, która przeprowadziła interwencję i przewiozła mężczyznę do szpitala na dalsze badania.
Zatrzymany kierowca stanowczo odpiera zarzuty i podkreśla, że nigdy nie zażywał żadnych substancji odurzających. – Jestem załamany tą sytuacją. Test MZK dał pozytywny wynik, ale badania w szpitalu niczego nie wykazały. Mimo to zatrzymano mi prawo jazdy, przeszukano autobus i mój dom – mówi nam kierowca.
Gorzowska policja potwierdza, że interwencja była efektem zgłoszenia od MZK. – Nie bazujemy na testach MZK jako dowodach w sprawie, dlatego mężczyzna został zabrany na badania krwi do szpitala. Pobrane próbki trafiły do certyfikowanego laboratorium, gdzie zostaną poddane szczegółowej analizie – wyjaśnia rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie, Grzegorz Jaroszewicz.
Mimo że szpitalne badania nie wykazały obecności narkotyków, kierowca nadal pozostaje bez prawa jazdy. Policja tłumaczy, że finalną decyzję podejmie biegły po analizie próbek laboratoryjnych. – Jeśli wynik okaże się negatywny, sprawa zostanie zamknięta, a kierowca odzyska dokument – dodaje Jaroszewicz.
Sprawa budzi wiele pytań o wiarygodność szybkich testów wykorzystywanych przez przewoźników. To nie pierwszy przypadek, gdy wstępny test daje wynik pozytywny, a późniejsze badania laboratoryjne go wykluczają. Czy kierowca MZK faktycznie był pod wpływem narkotyków, czy padł ofiarą błędnego wyniku? Ostateczne rozstrzygnięcie przyniosą szczegółowe badania laboratoryjne.