To była głośna sprawa, która ma teraz swój finał w sądzie. Do brutalnej napaści na pracownika stacji benzynowej doszło w czerwcowy poranek w 2020 roku. Napastnik o 07:30 wszedł do środka z zakrytą twarzą. Ubrany był w czerwoną kamizelkę i niebieską bluzę. Poprosił o napój. Gdy sprzedawca odwrócił się, żeby mu go podać, wtedy został uderzony ciężkim przedmiotem w głowę.
Później bił go pięściami, aż ten stracił przytomność. Poszkodowany miał rozbitą głowę i złamaną szczękę. W wyniku obrażeń pracownik sklepu stracił przytomność i upadł na ziemię. Napastnik otworzył szufladę i zabrał z niej kilkanaście monet, po czym wybiegł i uciekł z budynku.
Wezwani nie miejsce zdarzenia policjanci, szybko ustalili sprawcę. Przy ulicy Poniatowskiego w Nowym Miasteczku, stróże prawa zauważyli mężczyznę, który na widok radiowozu momentalnie przyspieszył. Sprawcą okazał się mężczyzna, który mieszkał nieopodal. Robił tam często zakupy, znał dobrze właściciela stacji. Ten też znał napastnika i poznał go po głosie. Dlatego policjantom udało się go szybko namierzyć i zatrzymać.
Jak relacjonuje z sądu Patryk Świtek, dziennikarz Tygodnika Regionalna, 20-latek napadł na pobliską stację benzynową, bo potrzebował pieniędzy na narkotyki. - Oskarżony tłumaczył, że nie trenuje, bicia nauczył się z filmów – relacjonuje dziennikarz.
Wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł. Sąd musi teraz rozważyć, czy był to zwykły napad, czy napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Prokurator żąda 6 lat więzienia.