Do portalu gorzowianin.com zgłaszają się czytelnicy, którzy twierdzą, że na oddziale zakaźnym Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Walczaka w Gorzowie dochodzi do szeregu zaniedbań. Według sygnałów, które do nas docierają pacjenci są na noc zostawiani sami sobie, nie są karmieni czy pojeni. - Jedna kobieta, która wyszła z oddziału zakaźnego po tygodniu, dostała załamania nerwowego. Leżała z umierającą staruszką na sali. Tam jest po prostu cyrk. Nie ma kto leżącym seniorom nawet wody podać. Pacjenci nie są myci, karmieni i pojeni, leżą zaniedbani - poinformowała nas pani Agnieszka.
Dziennikarze portalu gorzowianin.com, skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rodziną pacjentki. - Moja teściowa przez tydzień przebywała na oddziale zakaźnym w bloku nr 7 przy ul. Walczaka. Obok niej leżała umierająca kobieta, której personel przyniósł jedzenie i postawił obok. Nikt tej kobiety nie nakarmił. Łazienki w ogóle nie były sprzątane. Dwie pielęgniarki, które tam pracują, nie są w stanie zapewnić opieki wszystkim pacjentom. W nocy po korytarzach biegali ludzie, którzy krzyczeli i wzywali pomocy. Nie były w ogóle wymieniane wenflony. Pielęgniarka podłączała kroplówkę pod połamany wenflon. Moja teściowa wyszła z wielkimi siniakami w miejscu, gdzie był podłączony wenflon. Kiedy przebywała na oddziale i rozmawialiśmy z nią przez telefon, to mówiła, że jest dobrze. Jednak po tym, jak została wypisana ze szpitala przez lekarza ortopedę, dostała załamania nerwowego. Musiała tam przeżyć traumę. – opowiada pani Magda, synowa kobiety przebywającej na oddziale zakaźnym gorzowskiego szpitala.
Jednak najbardziej szokuje relacja pacjenta, który obecnie przebywa w pawilonie nr 7 szpitala przy ul. Walczaka. Jak opowiada mężczyzna, tam ludzie umierają i leżą obok żywych, czego sam doświadczył. Mężczyzna leżał przez całą noc w jednej sali ze zmarłym seniorem - zwłoki nie zostały w ogóle zabrane.
- Tutaj jest brak jakiejkolwiek opieki. Dają wieczorem kroplówkę i zamykają oddział. W nocy nikogo tutaj nie ma. Brakuje wody i środków czystości. Jedna z kobiet krzyczała ostatnio przez pół nocy, że wody nie piła od trzech dni i wzywała pomocy. Dopiero następnego dnia przyjechali po nią ludzie ze szpitala na Dekerta i tam zabrali. Odkąd tutaj jestem, w mojej sali zmarło dwóch seniorów. Nikogo nie było, dzwoniłem po pomoc na telefon, który jest podany na sali, ale nikt go nie odbierał. Jeden z mężczyzn leżał na łóżku obok mnie przez trzy godziny. Natomiast drugi, który umarł późnym wieczorem, leżał łóżko obok przez całą noc z otwartą buzią. Dopiero rano, kiedy poszedłem do toalety, zwłoki zostały zabrane - mówi z rozmowie z portalem gorzowianin.com jeden z pacjentów szpitala zakaźnego w Gorzowie, który chce pozostać anonimowy.
Pacjent zwraca uwagę, że bardzo cierpi psychicznie przez to co dzieje się na oddziale zakaźnym. - Leży obecnie ze mną w sali również starszy mężczyzna, nie może się ruszać. Personel postawił jedzenie na parapecie, a ten mężczyzna nawet z łóżka nie może się podnieść. Nikt go nie nakarmił. Najprawdopodobniej umrze z braku opieki – opowiada mężczyzna.
O zajęcie stanowiska w sprawie szeregu zaniedbań, które opisują pacjenci, dziennikarze poratlu gorzowianin.com zwrócili się do Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie. - Zajmujemy się wyjaśnieniem zgłoszonych przypadków. Będziemy sprawdzać czy rzeczywiście doszło do jakichkolwiek zaniedbań. Szpital zajmie w tej sprawie oficjalne stanowisko – komentuje Agnieszka Wiśniewska, rzecznik Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie.
źródło: gorzowianin.com