Dzień po wprowadzeniu twardego lockdownu u naszych zachodnich sąsiadów wciąż jest sporo niejasności i pytań, jeżeli chodzi o tak zwany mały ruch graniczny. Sąsiadująca z województwem lubuskim Brandenburgia nie pozwala mieszkańcom przygranicznych miejscowości na przyjazd do sklepu czy też zakładu usługowego. Turystyka handlowa została całkowicie wstrzymana i każdy, kto zostanie przyłapany na tym procederze, może zostać skierowany na 10-dniową kwarantannę.
Na polsko-niemieckich granicach nie pojawiły się szlabany, nie wprowadzono też – tak jak miało to miejsce w Polsce w marcu br. - kontroli granicznych. Nikt nie sprawdza dokumentów, nikt nie pobiera żadnych kart lokalizacyjnych. Wydawałoby się więc, że wjechać do Niemiec możemy w każdej chwili. Oczywiście, nie ma z tym problemu. Tylko kilometr lub dwa za przejściem granicznym w Świecku napotkamy patrol Straży Granicznej, lub miejscowej policji. Funkcjonariusze zatrzymują samochody z obcymi rejestracjami i pytają o cel podróży. Gdy nie będziemy mogli udowodnić, że jedziemy np. do pracy lub przez Brandenburgię przejeżdżamy tranzytem, w najlepszym przypadku możemy zostać zawróceni do Polski.
Jest jednak mały wyjątek. W samym środku Brandenburgii jest inny kraj związkowy, który ma zupełni inne przepisy dotyczące małego ruchu granicznego. Chodzi o Berlin. Jak wynika z przepisów, do stolicy Niemiec bez konieczności odbycia kwarantanny możemy wjechać na maksymalnie 24 godziny. Możemy śmiało przyznać się, że jedziemy tam na zakupy, czy też do znajomych z wizytą. Nie musimy wówczas wypełniać specjalnych deklaracji na stronie internetowej.
Z tego obowiązku zwolnieni są też zawodowi kierowcy, którzy zajmują się np. transportem osób. Wielu z naszych czytelników korzysta z lotniska Berlin-Brandenburg. Co prawda samo lotnisko zlokalizowane jest poza granicami administracyjnymi Berlina, czyli w Brandenburgii, ale wciąż przez Niemcy można przejechać tranzytem. Dojazd na lotnisko i wylot z tego kraju jest więc podróżą tranzytową.