Sprawę szeroko opisuje na portalu społecznościowym pani Monika, siostrzenica zmarłego pacjenta. - Odeszła ode mnie, od całej mojej rodziny osoba bliska, ważna, kochana. Osoba będąca synem, ojcem, bratem, wujkiem,dziadkiem, przyjacielem... dlaczego? Jednym z tych powodów jest wam dobrze znany wirus covid. Jednak kluczowe w tym wszystkim jest to że, mógł żyć! Mój wujek wyszedł tylko do toalety! Będąc w szpitalu! Przez kilka godzin jego los dla personelu w szpitalu na Walczaka w Gorzowie nie był znany. Odszedł sam... Nawet nie w łóżku, nie przez sen. Odszedł gdyż personel przez kilka godzin zaniedbywał swoje obowiązki - opisuje pani Monika, siostrzenica zmarłego 55-latka.
Głos w tej sprawie zabrał Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie. - Mężczyzna leczony na SARS-CoV-2 i obciążony inną, równie groźną dla życia i zdrowia przewlekłą chorobą, bez powiadomienia personelu odłączył się od aparatury tlenowej i wyszedł z sali do toalety, choć miał bezwzględny zakaz wstawania z łóżka. Zaalarmowany przez innych pacjentów personel oddziału w ciągu kilkunastu minut po opuszczeniu sali dotarł do mężczyzny. Nieprzytomnego, mimo natychmiastowej reanimacji, nie udało się uratować. Wyjaśnieniem okoliczności śmierci pacjenta zajmuje się powołany przez zarząd szpitala specjalny zespół, w skład którego wszedł także zastępca dyrektora ds. medycznych. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną śmierci było zatrzymanie krążenia w wyniku niewydolności oddechowej. Rodzinie i bliskim naszego pacjenta przekazujemy wyrazy współczucia – komentuje w rozmowie z portalem gorzowianin.com Agnieszka Wiśniewska, rzecznik prasowy Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie.
Rodzina zmarłego pacjenta zarzuca szpitalowi inne zaniedbania. - Wujek pisał, że jeszcze w niedzielę w nocy zabrakło tlenu! Ledwo przeżył, natomiast we wtorek z powodu kolejnego niedopatrzenia zmarł. Mimo, że czuł się coraz lepiej! Nie mogę uwierzyć, że już nigdy nie stanie w moich drzwiach. 55 lat! Młody, silny, całe życie przed nim – opowiada pani Monika.
Szpital tłumaczy, że oddział, na którym był hospitalizowany mężczyzna jest wyposażony w stałą instalację tlenową, tzn. tlen pacjentowi nie jest podawany z butli, ale wprost "ze ściany". -Nie ma możliwości, aby tlen się skończył. Nie było takiej sytuacji, w której któremukolwiek pacjentowi zabrakłoby tlenu. Każdy pacjent, który nie może wstawać z łóżka (tak było także w przypadku tego mężczyzny) ma do swojej dyspozycji sprzęt ułatwiający załatwianie potrzeb fizjologicznych (kaczkę i basen na wypadek potrzeby skorzystania z toalety). Mężczyzna mimo wyraźnego zakazu i ostrzeżeń jakie to może wywołać skutki zdrowotne, sam odłączał się od aparatury tlenowej – tłumaczy rzeczniczka gorzowskiego szpitala.
Jak informuje portal gorzowianin.com, rodzina zapowiada, że tak nie zostawi tej sprawy i złoży doniesienie do prokuratury o zaniedbaniach. - Wierzyłam w służbę zdrowia, która teraz dowiodła, że nie pilnowała niczego. Przy łóżkach nie było nawet dzwonka! - podkreśla pani Monika. Z kolei szpital podkreśla, że w związku z brakiem instalacji przyzywowej na każdej sali, przy każdym pacjencie jest podany numer telefonu do personelu medycznego oddziału. - To numer tylko dla pacjentów. Gdy dzwoni, odbierany jest natychmiast. Dodatkowo, drzwi do każdej sali chorych są cały czas otwarte. Na oddziale panuje duży ruch (przemieszczają się lekarze, pielęgniarki, salowe) i w ten sposób często przy okazji udawania się do innego pacjenta obserwują inne hospitalizowane osoby – komentuje Wiśniewska.
źródło: gorzowianin.com