19-letni wówczas Rafał zadał swojemu ojcu okrutną śmierć. W trakcie prowadzonego śledztwa młody mężczyzna przyznał się do zabójstwa. Aktywnie uczestniczył w wizji lokalnej, podczas której pokazywał, jak mordował własnego ojca.
Jak wynika z przeprowadzonego śledztwa, 47-latek zginął od ciosów w głowę. Po przeprowadzonej sekcji zwłok udało się ustalić, że cisów było około 20. Jego nastoletni syn, chcąc zapewne zatrzeć ślady swojej zbrodni, podpalił ciało Marcina K. Dopiero później, na podstawie oględzin narządów wewnętrznych biegły z dużym prawdopodobieństwem stwierdził, że ojciec żył kiedy syn podpalił jego ciało.
Na leżące na polu niedaleko parku w Witoszynie nadpalone zwłoki mężczyzny natknął się we wtorek, 21 stycznia 2020 roku przypadkowy przechodzień. Natychmiast powiadomieni policjanci rozpoczęli działania. Na miejsce przybyła grupa specjalistów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie oraz biegli z zakresu medycyny sądowej i pożarnictwa. Do późnych godzin wieczornych na miejscu zbrodni prowadzono oględziny. Tego samego dnia, w godzinach nocnych ujęto 19-letniego syna zabitego mężczyzny.
Po ponad dwóch latach od tego brutalnego morderstwa, 8 lutego 2022 roku, Rafał K. usłyszał wyrok. Sprawa toczyła się przed Sądem Okręgowym w Zielonej Górze. Terminy były wielokrotnie przekładane, bo potrzebne były dodatkowe opinie biegłych. Jeden z nich uznał, że 19-letni wówczas Rafał K. działał w warunkach ograniczonej poczytalności.
- Sąd uznał oskarżonego winnym popełnienia przestępstwa z art. 148 § 1 kk w zw. z art. 31 § 2 kk i za to wymierzył mu karę 10 lat pozbawienia wolności - informuje Diana Książek-Pęciak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. Na poczet tej kary zaliczono okres tymczasowego aresztowania.
Za przestępstwo z art. 148§1 k.k. grozi kara pozbawienia wolności od lat 8, kara 25 lat pozbawienia wolności albo kara dożywotniego pozbawienia wolności. - Działanie w warunkach ograniczonej poczytalności, a tak sąd ustalił, ma wpływ na ustalenie stopnia winy oskarżonego, a to przekłada się na wymiar kary - dodaje Diana Książek-Pęciak